Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 5 francuska kuchnia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 5 francuska kuchnia. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 16 stycznia 2014

Galette des Rois czyli placek trzech króli





W niedzielę Objawienia Pańskiego (we Francji Święto Trzech Króli świętujemy w pierwszą niedzielę roku) miliony francuskich rodzin dzieli się tym właśnie plackiem. W zależności od regionu, na północy jest to placek z masą migdałową w cieście francuskim, na południu ciasto drożdżowe z kandyzowanymi owocami i cukrem.

Tradycja pochodzi już z czasów antycznych, kiedy to koniec roku w całym Imperium Rzymskim był okresem świąt i agap. Bawili się wszyscy, niewolnicy włącznie. Mówi się, że w tym okresie, jeden raz do roku, mieli oni prawo do krytyki swojego pana. Zwyczaj kazał ukryć jedno ziarno fasoli w potrawach, które wtedy spożywano. Ten, kto fasolę odnalazł mianowany był królem i panował przez cały dzień.

Święto Trzech Króli ustanowione przez Chrześcijan przypadające w tym samym okresie przejęło tradycję dzielenia się ciastem z ziarnem fasoli.

Na dworze Ludwika XIV nawet sam król włączał się do zabawy. Niestety w okresie Rewolucji paradoksalnie zakazano pieczenia "Galettes". A święto Trzech Króli zmieniono na "Dzień bez majtek" (dosłownie "Jour sans culottes") zapominając, że przecież tradycja chciała, żeby ten własnie dzień był jedynym, podczas którego można było krytykować władzę!

Na szczęście zakaz ten zniesiono jak tylko zamieszki zakończyły się. Zdrowy rozsądek, albo raczek zdrowy żołądek, Francuzów pozwolił na przetrwanie tradycji, którą kultywowało się tutaj przecież od wieków.

Możecie spotkać się z różnym nazewnictwem tego ciasta, placka "Galette" i "Gâteau". W centralnej i północnej Francji raczej "galette" im bardziej na południe ciasto to będzie bardziej drożdżowe obsypane cukrem, kandyzowanymi owocami i będzie nazywało się "gâteau".

W każdym bądź razie "gâteau" czy "galette" musi zawierać "fève" , czyli dawniej ziarno fasoli. W dzisiejszych czasach fasolę zmieniono w porcelanową figurkę. Tylko jedna osoba otrzymuje "Galette" bez "fève", jest nią prezydent Francji. Cukiernicy po prostu nie chcą, aby prezydent będąc królem zniósł demokrację i wprowadził monarchię!

Podaję wam dzisiaj przepis na "galette" ułatwioną, ponieważ ciasto francuskie kupimy w sklepie, a reszta jak zobaczycie to bułeczka z masłem.




SKŁADNIKI:

2 szt ciasta francuskiego

Masa migdałowa 1 :

-150g masła miękkiego
-150g zmielonych na proszek migdałów
-150g cukru pudru
-90g jajek (to ok 2 jajek średniej wielkości)
-15g skrobi kukurydzianej (można zastąpić ziemniaczaną)
-30g rumu ciemnego

Masa budyniowa :
-140g mleka pełnotłustego
-10g mleka w proszku (ja ominęłam, nic się nie stało)
-35g żółtek (to ok 2 szt)
-35g cukru
-5g mąki
-15g masła 
-odrobina wanilii w proszku, albo w olejku

Masa migdałowa ostateczna:
-500g masy migdałowej 1
-150g masy budyniowej

Do posmarowania ciasta:
-1 jajko
-50g mleka
-10g cukru




Etap 1 : Zaczynam od przygotowania pierwszej masy migdałowej. 
W średniej wielkości misce mieszam: migdały w proszku, cukier puder, skrobię i masło. Dodaję rum. Mieszam. Dodaję 90g jajka (żeby odważyć 90g jajka, w osobnej misce, rozbełtałam jajko a następnie odważyłam). mieszam dokładnie i odkładam do lodówki.

Etap 2 : Masa budyniowa.
Podgrzewam mleko z 25g cukru (10g zostaje). Osobno, w misce mieszam jajka, mleko w proszku, wanilię, mąkę i 10g cukru, które pozostało. Kiedy mleko zaczyna się gotować, zdejmuję z ognia i powoli wlewam do miski z masą jajeczną mieszając. Następnie przelewam znowu wszystko do garnka i wstawiam na piec na wolny ogień. Ciągle mieszam i czekam aż masa się zagotuje. Teraz czekam ok 5 minut od momentu zagotowania i ciągle mieszam (uwaga żeby się nie przypaliło, nie zapominajcie mieszać!). Potem odstawiam do ostudzenia. Kiedy temperatura spadnie do 50 stopni, dodaję masło i starannie mieszam. Całość przelewam do dużej miski. Przykrywam folią spożywczą tak żeby folia dotykała masy, wtedy nie wytworzy się kożuch. Odstawiam do lodówki do ostudzenia.

Etap 3 - łączenie dwóch poprzednich mas.
Jak już wszystko jest dobrze ostudzone, łączę 500g masy migdałowej i 150g masy budyniowej, starannie mieszam. Odstawiam znowu do lodówki na czas przygotowania ciasta francuskiego.

Etap 4 - formowanie ciasta. 
Ciasto francuskie wyciągam z opakowania. Wykrawam 2 koła i jednakowej średnicy (wymiar jak chcecie, ja miałam 25cm, to są 4 porządne kawały). Pierwszy placek kładę na blasze. Teraz nakładam masę migdałową zostawiając brzegi wolne (2cm). Grubość nakładanej masy dowolna ( - ja miałam 2,5cm, ale można więcej).Teraz wkładam porcelanową figurkę. Zmoczyłam za pomocą pędzla brzegi ciasta bez masy (to pomoże skleić dwa placki). Następnie przykryłam drugim plackiem ciasta i dobrze skleiłam boki. Bardzo ostrym nożykiem nacięłam wierzch a następnie przy pomocy pędzla cukierniczego posmarowałam płynem - wymieszanym żółtkiem, z cukrem i z mlekiem.

Piekłam w piekarniku, na środkowej wysokości, w temperaturze 200 stopni, termoobiegu przez ok 30 minut. 

Tutaj macie link do filmiku , gdzie pan fajnie pokazuje każdy etap - tutaj

Tutaj każdy etap na zdjęciach - tutaj
A tutaj parę artykułów w "Direct matin" i "RfI" po francusku:



Przepis pochodzi oczywiście od niezawodnego Bernarda tutaj


PS Nie zapomnijcie zrobić pięknej korony dla króla. A! Oczywiście najmłodszy biesiadnik rozdaje kawałki i nie oszukujemy!!

poniedziałek, 3 grudnia 2012

na targu w Riom

Jak już wspomniałam na Facebook'u w sobotę miałam okazję robić małe zakupy na targu w Riom (Auvergne).
Jak widać zima już za pasem...królują jeszcze dynie ale pojawiają się już inne sezonowe warzywa : rzepy, kalarepy, marchewki...A z owoców - mmmm!!mandarynki!
Nie zabrakło również stanowisk z domowymi wyrobami - to lubię!
Ja zakupiłam kasztany, które mogliście zobaczyć w postaci pieczonej wczoraj na podwieczorek...a ser, hmm...muszę koniecznie podzielić się nim z wami w następnym poście, bo to nasz ulubiony -Saint Nectaire.

 






?
 

niedziela, 2 grudnia 2012

pieczone kasztany

Dzisiaj w szare i zimne popołudnie, na podwieczorek podajemy tradycyjnie po francusku pieczone kasztany z kieliszkiem cydru... .


Natnij kasztany wzdluz , zamocz w wodzie na ok 30 minut. Nagrzej piekarnik na 190 stopni. Po namoczeniu wloz na blachę i do piekarnika. Piec ok 30 minut.
Smacznego!

piątek, 30 listopada 2012

kasztany jadalne



Zapytaj Polaka co wie o kasztanach jadalnych a odpowie : "Najlepsze są na placu Pigalle". Spieszę sprostować, że na placu Pigalle kasztany nie rosną a najlepsze są w regionie Ardeche na południu Francji. W Paryżu możecie natknąć się na Pakistańczyków palących ogień w kontenerach po śmieciach i piekących kasztany na sprzedaż. Czasami jest ich tylu (np. przed Galerie laFayette) że unosi się siwy dym i strasznie śmierdzi. Nie radzę tego próbować, bo są niedobre. Tyle o paryskich kasztanach poruczniku Klos.
 
 
Nazwa łacińska to "Castanea sativa" - po francusku chataignier. Nie będę wdawać się w wywody językowe o różnicy "chataigne" i "marron", bo przeciętny Francuz sam jej nie zna. Powiem tylko, że nasze polskie kasztany są niejadalne (!!). We Francji ten rodzaj kasztana nazywany jest "marron d'Inde" - jest trujący. Kasztan jadalny ma kilka małych kasztanów w środku bardzo kolczastej skorupki. 
 
 
 
W Średniowieczu jeden dorosły mężczyzna zjadał owoce z dwóch dorodnych kasztanowców. Dzisiaj sytuacja wygląda całkiem inaczej a to wszystko przez... świnie. Otóż jeszcze w 812 roku kasztan widniał na spisach warzyw i owoców gotowanych na dworze królewskim (spis De Villis przez Charlemagne). Z czasem jego reputacja psuła się gdyż używano go do tuczenia świń. Ponadto uważano, że powoduje ból głowy, trudności z trawieniem a nawet spadek libido. Rozumiecie zatem, że z końcem średniowiecza kasztan popadł w niełaskę i można go było spotkać jedynie w bardzo ubogich domach.
 
Dziś tradycja jedzenia kasztanów powoli się odradza. Francja i Włochy główni producenci tego przysmaku są największymi ekspertami w tej domenie. Jego rola , jako taniego zapychacza żołądków bardzo się zmieniła. Dzisiejsi smakosze nie reflektują już na jego mączne i ciężkie walory. Kasztany spotkać możemy w najbardziej wyrafinowanych menu głównie jako farsz (tradycyjnie na Święta Bożego Narodzenia we Francji jada się indyka faszerowanego kasztanami).
 
Jak już wspomniałam region Ardeche na południu Francji jest największym producentem i jednocześnie nabardziej renomowanym. Roczne zbiory wynoszą ok 5000 ton czyli 50% krajowej produkcji. Trzeba dodać, że tutaj rosnące drzewa są starymi wielowiekowymi gatunkami kasztanowców a nie współczesnymi krzyżówkami nastanowionymi na wydajność. Jak to zwykle we Francji mieszkańcy dbają o swoje lokalne bogactwa ustanawiając logo AOC (Appellation d'Origine Controle) dla kasztanów w formie surowej oraz ususzonej i w formie mąki (więcej na oficjalnej stroni ).
 
 
 
No ale koniec tych teorii przejdźmy do praktyki.
 
Zaczniemy od kupna - jak wybierać i rozpoznać dobry kasztan. Otóż biorąc go do ręki musi być pełny nie pusty. Musicie czuć, że środek jest wypełniony i lekko ciężki nigdy obsuszony. Wystrzegajcie się kasztanów które potrząsnąwszy wydają odgłos jak jajko niespodzianka ... miąższ musi całkowicie przylegać do skóry. Najlepszy test to wrzucenie do wody - jeżeli pływają po powierzchni to źle gdyż znaczy to, że są uszkodzone albo robaczywe.
 
Przechowywanie
Wbrew pozorom kasztan jest bardzo delikatny i nie lubi wilgoci ani ciepła. Najlepszym miejscem będzie dół lodówki ale tylko przez tydzień. Jeżeli potrzebujecie dłuższego czasu konserwacji dobrze jest je zamrozić. Ale uwaga ! zanim włożycie go do zamrażarki należy naciąć go nożem i włożych do szczelnej torebki.
 
To tyle na dzisiaj.
Wiele informacji na temat wraz z przepisami znajdziecie w nowej genialnej książce:
 
 
 
Jutro robimy zupę !!

poniedziałek, 26 listopada 2012

na targu w Wersalu

Po długiej nieobecności spieszę z nowymi zdjęciami i sprawozdaniami z podróży kulinarnych ... Przenosimy się do Wersalu - pierwszego na liście paryskich przedmieści.
Tutaj nikogo nie dziwi wielodzietna rodzina, ani dzieci ubrane w białe podkolanówki i granatowe płaszczyki. Wszędzie czuje się stonowany i wyszukany luksus jakby Król Słońce miał zaraz nadjechać swoją złotą karocą. Całe życie tego królewskiego miasteczka toczy się wokół tutejszego zamku. Ja przyszłam sprawdzić, czy tutejszy bazarek godzien jest renomy królewskiego Versailles!
 
 
 
 
 
    Jest niedziela, koniec października. Chłodne ba!nawet lekko mroźne powietrze. Świeci piękne słońce. Jest 11 rano - godzina szczytu na wszystkich francuskich targach.
To , co widzę przerasta moje najśmielsze oczekiwania. Piękny!Ogromny!Żywy!Pełen gwary, ludzi i różnorodnych stanowisk targ. Kolory i kulinarne ciekawostki. Inspirujące warzywa, powracające starodawne i te nowe. Truskawki i śliwki po sezonie. Szalony wybór grzybów. Pachnie chlebem, bo wyobraźcie sobie, że tutaj piekarz przywozi piec i wypieka ogromne bochny chleba wiejskiego na miejscu. Wszystko aż śmieje się do mnie!
Mnóstwo ludzi, wszędzie kolejki a mimo to nie czuje się zdenerwowania. Każdy cierpliwie czeka na swoją kolej. Sprzedawcy nie poddają się presji kolejek i cierpliwie doradzają, wybierają najlepszeo kąski dla klienta jednocześnie uśmiechając się i żartując. Czy ja śnie?
Ma się wrażenie, że od Ludwika XIV nic się tutaj nie zmieniło. Wciąż żywe zainteresowanie tutejszych mieszkańców, którzy wybierają targ a nie supermarket. Mają świadomość, że tylko w ten sposób znajdą świeże i pyszne mięso, chleb a o warzywach i owocach nie wspomnę.
Zresztą co ja się będę rozpisywać, sami zobaczcie...






















piątek, 19 października 2012

sekret francuskich aromatów - bouquet garni

 
 
Co to takiego bouquet garni ? - to jest bukiet ziół, bez którego nie ma mowy o francuskiej kuchni. W jego skład wchodzą : rozmaryn, tymianek, pietruszka, liść laurowy i opcjonalnie liść pora ( w zależności od sezonu dodaje się również szałwię, czosnek, cząber, kolendrę, seler naciowy, oregano). Jest dosłownie wszędzie : w zupach, sosach, pieczeniach, gulaszach...i to właśnie on nadaje to coś. To COŚ, co robi różnicę. Sprawia, że w całym domu pachnie ziołami, że danie jest aromatyczne...
 
 
Kompozycja bouquet garni to coś bardzo osobistego. Nie mogę napisać, że "aby uzyskać bouquet garni należy związać 2 gałązki tymianku, 1 rozmarynu...". Bouquet garni dostosowuje się do każdej potrawy znając aromaty ziół, które wchodzą w jego skład.
Najlepszy bouquet garni to oczywiście bukiet świeżych ziół...taki tradycyjny, związany sznurkiem. Dla tych jednak, którzy nie mają domowych zielnych doniczek, wszystkim znany Knorr przewidział oczywiście bouquet garni w kostkach, które jak kostka bulionowa dodaje się do potraw.
Gotując potrawy z tradycyjnym bukiecikiem kosztujcie je podczas gotowania. W ten sposób możecie wyciągnąć go w momencie, kiedy stwierdzicie, że wasze danie jest wystarczająco aromatyczne. A o walorach estetycznych nawet nie wspomnę.
Różnicę najbardziej czuje się gotując soczewicę. Spróbujcie dodać do waszej wody taki bukiecik a przekonacie się o czym mówię...
 
 
 
 
 
 

niedziela, 14 października 2012

Fourme d'Ambert smak Auvergne

Wracamy do Auvergne, bo jeszcze nie podzieliłam się z wami wszystkim, co widziałam. Dzisiaj pokosztujemy trochę regionalnego sera. Jak już pisałam we wcześciejszym poście średnio produkuje się tutaj ok 50 000 ton rocznie!! co stanowi 25% krajowej produkcji Francji. Auvergne posiada 5 rodzajów sera wpisanego w europejski rejestr (AOP). Chronione przez prawo mogą być produkowane tylko i wyłącznie w tym regionie :
- na pierwszym miejscu Saint Nectaire
- zaraz po nim Bleu d'Auvergne
- la Fourme d'Ambert
- le Cantal ("jeune" młody, "entre-deux"- pomiędzy albo "vieux" - stary)
- Salers.


Dzisiaj zapoznamy się z Fourme d’Ambert (Panie przodem – jest to jedyny ser francuski rodzaju żeńskiego!!)


 
Ser produkowany z mleka krowiego i to nie byle jakiego, bo jedynie z tego, które pochodzi z krów karmionych trawą rosnącą w ściśle określonym obszarze górskim Puy-de-Dome, 5 kantonach Cantal i 8 komun regionu Loire na wysokościach między 600 a 1600m. n.p.m. Jest serem pleśniowym niebieskim. W całości ma formę walca o wysokości 19 cm i szerokości 13cm. Waży 2,2kg.
Do wyprodukowania 2 kg Fourme potrzeba około 20 litrów mleka (surowego lub poddanego obróbce termicznej). Jego zawartość tłuszczu to 27% / 100g. Wymaga minimum 28-dniowego dojrzewania.
Za jego delikatną niebieskawą pleśń odpowiedzialna jest oczywiście Penicillium Roqueforti i ręka osoby, która go produkuje.
Ale po kolei…
ETAPY PRODUKCJI:
Wszystko zaczyna się zebraniem mleka od poszczególnych hodowców. Po przewiezieniu go do mleczarni zostaje przelane do zbiorników, gdzie będzie dojrzewać i odpoczywać przez 1 noc. Podgrzane do temperatury 32 stopni Celcjusza otrzymuje dawkę pleśni Penicillium Roqueforti i podpuszczki wspomagających koagulację ("kwaśnienie" mleka). Kiedy mleko zaczyna koagulować wydziela tzw skrzepy. Osoba nadzorująca produkcję decyduje przy pomocy testu w jakim momencie należy przejść do etapu krojenia skrzepu na ziarno, w przypadku Fourme ma ono wymiary ok. 1cm (im wymiary ziarna są mniejsze, tym niższa jest zawartość wody w uzyskanym z niego serze i ser jest twardszy). Bezpośrednio po krojeniu ziarno zostaje poddane obróbce, którą Francuzi nazywają „Coiffage”. Jest to po prostu mieszanie. Początkowo w bardzo łagodnym tempie coraz szybciej ponieważ ziarno serowe jest bardzo wrażliwe na obróbki mechaniczne. Podczas mieszania ziarenka serowe zmianiają się w nieregularne grudki wyposażone w tzw "coiffe", czyli warstwę ochronną. To właśnie ta warstwa zapewnia sprężystość grudki serowej i dlatego po przełożeniu masy serowej do formy nie staje się ona zbitą kulą tylko zbiorem maleńkich grudek. Cała sztuka polega na tym żeby zostawić minimum miejsca właśnie w tych  małych szczelinkach dla pleśni Penicillium Roqueforti.
Dalej ser ubijany jest w formy, które przechowywane są  w cieplejszym pomieszczeniu przez następne 24godziny. Ten proces ma na celu odsączenie serwatki, dlatego ser będzie regularnie obracany. Na tym etapie Fourme ma już swoją ostateczną formę walca 19cm x 13cm i wagę 2,2kg.
Następnym etapem jest solenie : ręczne drobną solą lub moczeniem w osolonej wodzie przez kilka godzin.
Po osoleniu ser wędruje do dobrze wietrzonego pomieszczenia, gdzie podanny jest osuszaniu.
Końcowym etapem zanim ser zostanie zniesiony do piwnic jest nakłuwanie. Pleśń potrzebuje tlenu żeby mogła się rozwijać, dlatego każdy wałek nakłuwa się przy pomocy wielkiej igły aby zapewnić jej dostęp tlenu. W ten sposób, kiedy już ser będzie w piwniczce, powolutku niebieska pleśń będzie rozprzestrzeniać się w wolnych przestrzeniach (pamiętacie ? - między grudkami :-).
Piwnice przeznaczone do dojrzewania sera zapewniają oczywiście odpowiednie warunki do rozwóju pleśni. Przede wszystkim temperatura ok. 10 stopni Celcjusza no i wilgotność powietrzba min. 90%. Pod koniec dojrzewania temperaturę obniża się o kilka stopni.
Podczas 28 dni pobytu w piwnicy odpowiedzialne za niego osoby obracają go kilkakrotnie aby zachować jego owalny kształ i ocierają aby zapewnić dostęp tlenu dla pleśni Penicillium Roqueforti i kształtowanie się wierzchniej niebieskawej warstwy skóry.
Po 28 dniach po degustacji i zatwierdzeniu wystarczającej dojrzałości ser jest przewożony do dystrybutorów i sklepów detalicznych…na sprzedaż.

Ja kupiłam go w cenie 13,90euro za kilogram.
Ważne jest żeby pamiętać (to dotyczy większości serów) o wyciągnięciu sera z lodówki godzinę przez degustacją. Smakując zimny ser niestety nie poczujecie wszystkich aromatów, zapachów, jego miękkiej konsystencji.




Dla ciekawskich polecam strony (w języku francuskim):
Oficjalna strona serów Auvergne
Muzeum froume d'Ambert
blog specjalistki sera - uwaga czynny tylko to końca roku :-(
encyklopedia sera - super strona, gdzie możecie przeczytać podstawowe informacje na temat najpopularniejszych serów francuskich.

 

wtorek, 9 października 2012

Auvergne od kuchni

Gdyby zapytać przeciętnego Francuza z czym kojarzy mu się region Auvergne to niestety z lekkim kpiącym tonem odpowiedziałby, że kojarzy mu się z wiochą i zacofaniem. Potem dodałby jeszcze ,że mieszkańcy to renomowani skąpcy. Cóż, ja wbrew tym wszystkim opiniom i samej sobie postanowiłam ją pokochać.

Auvergne to nie jest TA Francja, którą wszyscy kochają i odwiedzają...tutejsze miasta zbudowane z czarnych wulkanicznych kamieni są szare i smutne. 


W zimie jest śnieg i mróz. Jej stolica, Clermont Ferrant kojarzy mi się z polskim Śląskiem (25% tutejszej społeczności zatrudnionej jest w przemyśle, jeżeli nazwa Michelin coś wam mówi to właśnie tutaj wszystko się rozpoczęło i tutaj produkuje się opony znane na całym świecie). Czujecie klimat...? Kiedyś dużo tu było kopalń węgla stąd i dużo Polaków. Gdzieniegdzie widać jeszcze pozostałości po szybach kopalnianych. Trzeba stwierdzić fakt, że tego regionu nie można pokochać "od pierwszego wejrzenia". Szczególnie jeżeli przyjechało się pociągiem np. z południa !!! Nie można jej również pokochać z rozsądku, ponieważ region ten boryka się z wieloma problemami ekonomicznymi - wyludnieniem wsi, masowym eksodusem młodych (ludność zamieszkująca ten region jest 4 lata starsza od średniej krajowej). Nie pozostaje nic innego jak "przez żołądek do serca",  bo w tej domenie Auvergne nie ma sobie równych! i jak się przekonacie czasami jest niezastąpiona!

Mówiąc o kuchni i produktach regionalnych w Auvergne należy wiedzieć, że 60% jej terytorium to pola uprawne (41000 zatrudnionych, w sumie 8,5% populacji aktywnej). Wśród uprawianych roślin znajdują się głównie: zboża, kukurydza, soja, burak cukrowy i zielona soczewica, o której już kiedyś wspominałam.







Wzgórza  wulkanicznych gór zajmują drzewa owocowe : jabłonie, grusze i brzoskwinie.W okresie jesiennym możecie zaliczyć wiele festynów: festyn jabłek, festyn kasztanów. Tutejsze kucharki znane są w całej Francji z pysznych konfitur, kandyzowanych owoców i marmolad owocowych.
Region ten jest znany również ze swoich zasobów hodowlanych. Na marginesie podczas mojego pobytu odbywały się znane całej Europie targi hodowców  "Sommet de l'elevage" (przedsięwzięcie na ogromną skalę - 2000 zwierząt z tego 70 różnych ras, 1300 wystawców). Rasy krów rodem z Auvergne a znane w całej Francji to : Salers i Aubrac.



Opisując tutejszą spiżarnie nie należy pominąć wina...wprawdzie nie jest to wino klasy Beardeaux ani Bourgogne...ale jest oczywiście zdatne do picia i wypicia, mało tego tutejsi winiarze mocno pracują nad polepszeniem jego smaku i jakości. Wino regionalne nosi nazwę "appellation de Cotes-d'auvergne" . Najczęściej kupowane to : "Baudes, Corent, Chateaugay i Madargue". A najbardziej znanym winem z Auvergne jest "Saint-Pourcan-sur-Sioule".
Auvergne jest znana również z innych, mocniejszych trunków : "Gentiane", "Aveze", "Verveine" - są to tutejsze wódki na bazie góskich ziół. Zarezerwowane na ostre zimy.
Żebyście nie myśleli, że tutejsi mieszkańcy piją tylko alkohol podaję do informacji, że ten wulkanicznogórski region słynie z czystości i jakości wody. Znacie "Volvic" albo "Chateauneuf", "Vichy-Saint-Yorre" ? - To właśnie tutaj są rozlewane prosto ze źródeł.

Podsumowując zatem : góry, zioła, pola i krowy. A jeżeli są krowy i są pola jest i ser oczywiście.  Średnio produkuje się tutaj ok 50 000 ton sera rocznie!! co stanowi 25% krajowej produkcji Francji. Auvergne posiada 5 rodzajów sera wpisanego w europejski rejestr (AOP). Chronione przez prawo mogą być produkowane tylko i wyłącznie w tym regionie :
- na pierwszym miejscu Saint Nectaire
- zaraz po nim Bleu d'Auvergne
- la fourme d'Ambert
- le Cantal ("jeune" młody, "entre-deux"- pomiędzy albo "vieux" - stary)
- Salers.

Na tutejszym stole serwuje się "la potee" coś w rodzaju mega zupy kapuścianej z mieszanym mięsem, "tripoux" - flaczki, "truffade" - mieszanka serów i pokrojonych ziemniaków, "aligot" - podobny do "truffade" z tą tylko różnicą, że ziemniaki są w puree, "pate aux pommes de terre" - coś w stylu tarty ziemniaczanej.
Znane słodkości to "millards" i "pompes", "fouasse" - coś jakby brioszka, "cornet" - rożki z bitą śmietaną, tarty, ciasteczka no i pastylki z Vichy.

Mam nadzieję, że kuchnia z Auvergne trafiła prosto do waszego serca. A jeżeli macie jeszcze jakiekolwiek wątpliwości zachwycajcie się tutejszą naturą : największe pasmo gór wulkanicznych w Europie...











Na zakończenie podam jeszcze tylko, że tutejsi mieszkańcy wiernie, lojalnie i z całego serca kibicują swojej drużynie rugby: ASM w kolorach zółtoniebieskich - 70% samochodów ma przyklejoną nalepkę z ich logo, prawie w każdym sklepie wisi ich flaga...nie wspomnę o pospolitym ruszeniu przed telewizory w okresie rozgrywek. Coś w tym musi być!

Temat serów i przepisów na tutejsze przysmaki oczywiście w następnych postach. Miłego czytania!

PS Podane informacje pochodzą z przewodnika Michelin "Le guide vert" wydanie z roku 2007. Wszystkie zdjęcia są mojego autorstwa. Zanim skopiujesz proszę zapytaj o moje zdanie.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...