Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dla dzieci. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dla dzieci. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 26 lutego 2013

cupcake cytrynowy

Miałam ostatnio ogromną przyjemność organizować podwieczorek urodzinowy dla 2-letniego chłopca. W menu oczywiście nie zabrakło tortu, ale nie tym chciałam się dzisiaj podzielić. Otóż po raz pierwszy przygotowałam cupcake! Przyznaję, żaden to francuski wynalazek! Ale trzeba przyznać, że ten angielski przysmak podbił  francuskie serca głównie dzieci i nastolatek no i moje ma się rozumieć.
Przepis na ciasto to u mnie żadna nowość. Mam takie 5 minutowe babkowe cytrynowe idealnie nadające się  do papilotek. Na wierzch wypróbowałam przepis na Lemon Curd - bardzo powszechna polewa u angielskich smakoszy. Do dzieła:




SKŁADNIKI (20 mufinek) :
150 g masła
150 g mąki
150 g cukru
1 cytryna (najlepiej ekologiczna niepryskana)
3 jajka

PRZYGOTOWANIE :
Masło rozpuścić (uwaga żeby nie zagotować). Oddzielić białka od żółtek. Zetrzeć skórkę z cytryny (uwaga tylko wierzch, biała część skóry doda niepotrzebną gorycz). Wycisnąć sok.
Utrzeć żółtka z cukrem do białości. Wlać sok z cytryny wymieszać. Dodać mąkę wymieszać. Wlać masło wymieszać. Na koniec ubite na sztywno białka i startą skórkę i delikatnie, uważając żeby białka nie opadły, wymieszać.
Napełnić papilotki do 2/3 wysokości, włożyć na specjalną przystosowaną do muffinek blachę. Piec w rozgrzanym piekarniku na 150 stopni C do "suchego patyczka".
Po upieczeniu odstawić do ostygnięcia.
To cytrynowe ciasto można oczywiście upiec w tradycyjnej blasze w wersji tradycyjnej.

SKŁADNIKI NA LEMON CURD (375ml)
3-4 cytryny (lub inne cytrusy -lemonki, pomelo...potrzeba 125 ml soku)
2 jajka i 2 żółtka
250 g cukru
100g masła w pokojowej temperaturze

PRZYGOTOWANIE:
Zetrzeć skórkę z cytryn. Wycisnąć sok - potrzeba 125 ml. W metalowej misce wymieszać sok z cytryny, jajka z żółtkami, cukier. Mieszać aż rozpuści się cukier i zbieleją żółtka. Położyć miskę na garnku w którym zagotowaliśmy wodę w celu jej ogrzania. Dodać masło  w kawałkach mieszając drewnianą łyżką podgrzewać aż całość nabierze gęstej konsystencji. Dla odważnych proponuję ominąć podgrzewanie na parze i wszystko podgrzewać w teflonowym garnku na wolnym ogniu ciągle mieszając. Lemon curd musi być mniej więcej tak samo gęsty jak lukier królewski. Całość przepuszczamy przez sitko, żeby pozbyć się grudek jeżeli takowe wystąpiły. Na koniec dodajemy startą skórkę z cytryny. Mieszamy. 
Całość przykrywamy szczelnie folią spożywczą - tak, żeby dodytakało mieszanki. Palcami przygniatamy dobrze żeby usunąć powietrze. Następnie robimy kilka dziur widelcem i wstawiamy do lodówki na ok 3 godziny (folia spożywcza ochroni przed powstaniem kożucha). 
Po 3 godzinach za pomocą rękawa cukierniczego nakładamy na cupcake'i. Dekorujemy wg uznania.

Jeżeli zostało wam lemon curd można go zamrozić. wystarczy wlać go do hermetycznie zamykanego naczynia, przykryć znowu folią spożywczą i zamknąć. Można przechowywać go 1 miesiąc w zamrażarce , prawdopodobnie nie trzeba rozmrażać go przed ponownym użyciem - jeszcze nie sprawdziłam!




Bon appetit!


poniedziałek, 25 lutego 2013

zupa kalafiorowa krem

Crème du Barry


Dzisiaj na obiad mieliśmy zupę kalafiorową krem i wyobraźcie sobie, że znów całkiem przypadkiem otarliśmy się o pewną ciekawą historię. Nie wiem, czy Ludwik XV tak mnie polubił, a może to mój sentyment do tej francusko-polskiej rodziny (żona Maria Leszczyńska), ale znowu niechcący robiłam danie, które pochodzi właśnie z kuchni wersalskiej Ludwika XV ...ale od początku:
Modę na zapomniany kalafior wylansował król Ludwik XIV. Zachęcony przez swojego włoskiego ogrodnika sprowadził warzywo powtórnie z Włoch i zaczął jego uprawę. W XVII wieku powszechny był już w całym kraju jednakże dopiero za Ludwika XV postarano się o stworzenie oryginalnych i modnych dań z kalafiorem w roli głównej. Jednym z nich była zupa kalafiorowa krem, którą zadedykował swojej faworycie - Pannie Barry. 
Cóż! Małżonka Maria Leszczyńska mimo znanego wszystkim łakomstwa chyba niezbyt za tą zupą przepadała...


SKŁADNIKI (na 4 osoby) :

1 kalafior
2 ziemniaki
1/2 l mleka
1/2 l rosołu
4 łyżki śmietany kwaśnej gęstej
gałka muszkatołowa
pieprz biały, sól
pietruszka

PRZYGOTOWANIE:

Kalafior umyć, usunąć łodygę, rozkroić na małe kwiaty.
Obrać ziemniaki i pokroić na małe części.
Wszystko razem gotować przez ok 20 minut w mieszance mleka i rosołu.
Całość zmiksować, dodać śmietanę, startą gałkę muszkatołową , pieprz, sól i pietruszkę.



Bon appétit!

wtorek, 5 lutego 2013

zupa szpinakowa

Miałam ochotę dzisiaj wypróbować przepis z "Polskiej kuchni" Ewy Aszkiewicz. Kolejny raz przekonałam się, że ryzyko w kuchni często nie popłaca...niestety nie zaraziłam moją szpinakową sympatią reszty członków rodziny :-(
Cóż, czasami tak jest, że człowiek zrobi domowy rosół warzywny, przygotuje świeży szpinak (nie mrożony!!). Spędzi przy garnkach godzinę, żeby danie było zdrowe i życiodajne...a ostatecznie musi naprędce przygotować makaron z serem i cukrem! Ludzie, kobiety!! - czy wy też czasami czujecie się samotne na tym ogromnym polu bitwy??!!



Podaję przepis może wasze pociechy i drugie połowy lubią szpinak, powodzenia:

- 1 l rosołu warzywnego
- 1 łyżka masła
- 2 ząbki czosnku
- 2 salaterki wypełnione świeżym szpinakiem, obranym z łodyżek
- łyżka mąki ziemniaczanej
- szklanka kwaśnej śmietany
- sól, pieprz, pietruszka

W przepisie autorka rozpoczyna od zalania szpinaku wrzątkiem i odcedzeniem go na sicie. Ja ominęłam ten etap i od razu posiekałam szpinak razem z czosnkiem i na masełku zasmażyłam ciągle mieszając aż wyparował cały sok.
Następnie dodałam go do gorącego wywaru warzywnego i zagotowałam. Zagęściłam mąką ziemniaczaną połączoną z kwaśną śmietaną. Zagotowałam zupę ponownie (uwaga! - bardzo szybko ucieka w tym momencie) i gotowałam przez ok 3 minuty, żeby mąka straciła smak surowizny. Doprawiłam solą i pieprzem. Wszystko zmiksowałam. Posypałam pietruszką! Można podawać z grzankami.
et voila! bon appetit!

poniedziałek, 28 stycznia 2013

tarte tatin jabłkowa

Najwyższy czas na przepis na tarte tatin, o której wspominałam przy okazji odwiedzin, w zeszłym tygodniu.



Historia tego ciasta to czysty zbieg okoliczności i złych wypadków (tak jak to zwykle w kuchni bywa). Przysłowiem, które idealnie streściłoby genezę jego powstania jest - "Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło".
Końcem XIX wieku , w pewnej francuskiej restauracji (która nota bene istnieje do dzisiejszego dnia i nazywa się Hotel Tatin) mieszczącej się na przeciw dworca kolejowego Lamotte-Beuvron, w centralnej Francji, dwie siostry, Caroline i Stephanie TATIN, gotowały dla podróżnych i licznych w tamtym regionie polujących.
Pierwsza wersja mówi o tym, że jednej z sióstr niosącej tartę wypadła ona z rąk i spadła obróciwszy się do góry nogami. Nie mając więcej jabłek kobieta zdecydowała się ją upiec w ten sposób.
Druga wersja podaje, że tarta po prostu się spaliła. Jedna z sióstr wymyśliła więc, że zdejmie zkarmelizowane jabłka, wyłoży nimi spód blachy i przykryje je niedopieczonym ciastem, żeby jabłka kompletnie się nie spaliły po ponownym włożeniu do pieca.
- i pierwsza i druga wersja mają ten sam szczęśliwy koniec historyjki - tarta okazała się wielkim sukcesem i rozsławiła je na cały świat.
Dla ciekawych dodam jeszcze, że istnieje Bractwo Lichonneux Tarte Tatin, które czuwa nad sumiennym przestrzeganiem tego przepisu - tutaj możecie poczytać więcej.

A wracając do przepisu.
Na tartę o 26cm średnicy:

6 jabłek - obranych i pokrojone w grube listki (połowa ćwiartki)
100g cukru
50g masła

Ciasto - z przepisu mojej babci:
200g masła
200g cukru
400g mąki pszennej 
1 jajko ewentualnie
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia

Masło rozpuszczamy na lekkim ogniu uważając żeby się nie zagotowało. Chłodzimy.
Do dużej miski wysypujemy mąkę, łączymy z cukrem i proszkiem do pieczenia. W środku robimy dziurę wlewamy masło i jajko (uwaga, masło nie może być gorące). Energicznie łączymy wszystkie składniki wyrabiamy kulę i chłodzimy ją chwilę w lodówce (niekoniecznie, jeżeli nie schłodzicie ciasta, będzie po prostu trudniej je wałkować i przełożyć na jabłka).
Na blasze do tart (lub tortownicy), wyłożonej papierem do pieczenia, rozsypujemy 50g cukru. Wykładamy spód jabłkami, posypujemy cukrem i kawałkami masła. 
Lekko schłodzone ciasto wałkujemy na grubość ok 80mm. Przykrywamy nim jabłka dbając aby całość była szczelnie zamknięta. Na wierzchnu robimy kilka dziur widelcem.
Pieczemy w piekarniku na 170 stopni, ok 40 minut (obserwujcie, ciasto musi być złociste, lekko przyrumienione).
Po upieczeniu przewracamy tartę do góry nogami, delikatnie zdejmujemy papier (uwaga żeby jabłka nie przywarły do papieru). Zostawiamy do schłodzenia.
Podajemy ją najlepiej jeszcze ciepłą, z bitą śmietaną.
Bon appetit!

piątek, 11 stycznia 2013

magdalenki

Czy wiecie, że gdyby nie pewien Polak i jego natura łasucha to Francuzi dzisiaj nie znaliby Magdalenek (les madeleines) ?!
 
 
 
Mówi się, że w 1755 Stanisław Leszczyński zaprosił do swojego zamku w Commercy Volataire’a. Zarządził swojej kucharce – Magdalenie-aby na tą okazję przygotowała wyjątkowe ciasto. Kucharka stanęła na wysokości zadania i upiekła ciasteczka o wybrzuszonym spodzie, na bazie jajek, masła i mąki z dodatkiem wody pomarańczowej. Ciasteczka tak przypadły wszystkim do gustu, że Leszczyński postanowił wysłać pudełko z łakociami swojej córce Marii Leszczyńskiej – żonie Ludwika XV. Tym oto sposobem Magdalenki podbiły Wersal. Początkowo nazywano je „ciasteczkami królowej” (gateaux de la reine) ale wielkoduszna królowa chcąc oddać hołd kucharce Magdalenie postanowiła, że nazywać się będą Magdalenki.
Mówi się jeszcze o drugiej legendzie, według której młoda panna o imieniu Magdalena ofiarowała ciastka na bazie jajek upieczone w muszlach św. Jakuba pielgrzymom w drodze do Sanktuarium św Jakuba de Compostella.
Cóż osobiście wolę pierwszą wersję i tę będę opowiadać moim dzieciom…
Dzisiaj najlepsze Magdalenki robi się w Commercy. Jeżeli jednak nie mieszkacie w sąsiedztwie i macie ochotę skosztować można kupić markę „Bonne maman”. Nie wiem, jakie Magdalenki jadał Marcel Proust…w każdym bądź razie to właśnie od Magdalenek wszystko się zaczęło, jak czytamy w „Poszukiwaniu straconego czasu” : „(Ma mère) envoya chercher un de ces gâteaux courts et dodus appellés Petites Madeleines qui semblent avoir été moulés dans la valve rainuree d’une coquille de Saint Jacques.”.
Lubię tak sobie poczytać, co gdzie i kiedy przy okazji gotowania. Dzisiaj podałam Magdalenki na podwieczorek w Wersalu Marii Leszczyńskiej. Rozmawialiśmy o panowaniu Augusta III w Polsce troszkę poplotkowałyśmy o Radziwiłłach i Potockich…To był naprawdę miły podwieczorek … To tak jakbym przeniosła się w czasie.
 

Na ok. 16 Magdalenek normalnej wielkości (moje są mini – 2 na 4 cm)

3 jajka
130g masła półsłonego
150g mąki
150g cukru
1 łyżeczka proszku do pieczenia
sok z połówki cytryny

Wymieszaj mąkę z proszkiem do pieczenia, odstaw. Utrzyj jajka z cukrem i cytryną do białej puszystej masy. Dodaj przesianą mąkę z proszkiem do pieczenia, ucieraj. Na koniec rozpuszczone masło. Wszystko wymieszaj.Odstaw do lodówki na ok. 1 godzinę.
Po upływie godziny rozgrzej piec na 180 stopni. Wypełnij foremki ciastem . Piec przez ok. 20 minut. Magdalenki mają być złote. Po upieczeniu wyjmij z piekarnika i odczekaj aż się ostudzą.
 


Bon appetit!




sobota, 22 grudnia 2012

ciasteczka maślane

Serię rodzinnych ciasteczek świątecznych zakończymy maślanymi. Szybki, łatwy przepis idealny na produkcję masową :-) - do domu, dla rodziny, dla przyjaciół...
Dziękuję babciu...




Na 900g ciastek :

25 dkg masła
25 dkg cukru pudru
3 żółtka
2 cukry waniliowe
50 dkg mąki

Ucieramy masło z cukrem pudrem aż zrobi się puszysta, biała masa. Dodajemy żółtka mieszając następnie cukier waniliowy. Na koniec wsypujemy przesianą mąke. Ugniatamy tak długo aż ciasto będzie jednolitą kulą. Znów taka sama zasada, jeżeli klei się do rąk, dosypujemy mąki.
Formujemy kulę.
Wałkujemy na ok 25mm, wycinamy foremkami...
Pieczemy w piekarniku na 180 stopni przez ok 10minut aż się zezłocą.
Po ostygnięciu można udekorować lukrem lub polewą czekoladową:

Polewa czekoladowa:
6 łyżek cukru
3 łyżki wody
10dkg margaryny
3 łyżki kakao

Cukier z wodą zagotować. Natępnie zdjąć z ognia i wmieszać margarynę i kakao. Mieszać do ostudzenia.
Smacznych świąt!

Kartki świąteczne zrobiła moja koleżanka Iza...czyż nie są piękne!!? - ale to nie wszystko! możecie zobaczyć inne tutaj.




 

piątek, 21 grudnia 2012

orzeszki świąteczne

Zanim wrócimy do przepisu na makarony zrobimy sobie rodzinny, świąteczny przysmaczek...orzeszki. Ciastka dosyć czasochłonne, ale jakże pyszne. Gwarantuję, że nie pożałujecie czasu spędzonego najpierw na wyklejaniu każdej foremki a potem na składaniu każdej sztuki z osobna :-)



Do przygotowania ciasteczek potrzebujemy specjalne foremki, które możecie nabyć w sklepach albo tutaj na internecie.

Na ciastko:
24 dkg margaryny
24 dkg cukru pudru
2 łyżki kakao
2 jajka
50 dkg mąki

Ucieramy margarynę z cukrem. Gdy masa będzie biała i puszysta dodajemy jajka, ucieramy. Na koniec wsypujemy mąkę z kakao. Z ciasta formujemy kulę (ciasto nie może kleić  się do rąk, dodajcie mąki jeżeli jest zbyt klejące).
Nagrzewamy piekarnik do 180 stopni.
Wyklejamy foremki masą o grubości ok 1 mm.
Pieczemy ok 12 minut.
Po wyjęciu z piekarnika schładzamy.

Na krem:
30 dkg cukru pudru
30 dkg masła
20 dkg zmielonych orzechów włoskich
odrobina gorącego mleka
odrobina spirytusu

Orzechy parzymy gorącym mlekiem (uwaga na ilość, żeby nie zrobiła się lejąca ciapka). Odstawiamy do schłodzenia. Masło ucieramy z cukrem. Zimne orzechy dodajemy do masy maślanej i mieszamy. Na koniec wlewamy odrobinę spirytusu.

Każde ciasteczko wypełniamy kremem a następnie sklejamy formując orzeszek. Umieszczamy w lodóce na jedną noc. Przed podaniem można opruszyć cukrem pudrem.
Smacznego!

środa, 5 grudnia 2012

muffiny dyniowe

Chwila oddechu w tej kasztanowej wariacji..zrobimy sobie dzisiaj pyszne muffiny dyniowe. Przepis dostałam od Iza-belki, która specjalizuje się w robieniu wspaniałych kartek (tutaj link na jej bloga) i przyjmowaniu gości w tradycyjnym drewnianym domku w górach, w Kościelisku sami zobaczcie (żebym tylko mieszkała bliżej z pewnością już bym z nią siedziała przy kominku i oglądała jej nowe rękodzieła). Tymczasem niestety wspólne popijanie kawki nie jest nam pisane...ALE mogłam upiec jej muffiny...są przepyszne!
Na 12 muffinek (4cm x 6cm) + 1 tarteletka o wymiarach 12 cm potrzeba:
1/2 szkl bakalii (niekoniecznie)
1/2 szkl posiekanych orzechów włoskich (niekoniecznie)
1 1/2 szkl mąki
1/3 szkl cukru
1 łyżeczka mielonych przypraw (cynamon, kardamon, gałka, imbir...)
3/4  łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
1/3 łyżeczki soli
2 jajka
3/4 szkl drobno startej surowej dyni
1/2 szkl oliwy z oliwek
1/2 szkl płynnego miodu (może być mniej)
Przygotowanie:
Piekarnik nagrzać do 175 stopni C. Bakalie zalać ciepłą wodą i odstawić na 10-15 minut następnie odsączyć. Orzechy włoskie lekko zrumienić na patelni.
Do miski wsypać mąkę, cukier, sodę, proszek do pieczenia,sól, przyprawy - wymieszać. Dodać jajka, dynię, miód, oliwę i delikatnie wymieszać. Na koniec dodać bakalie i orzechy.
W zależności w jakich foremkach czy papilotkach będziecie robili muffiny napełnijcie je surowym ciastem tylko do 2/3, bo ciasto dość dobrze wyrasta.
Pieczemy przez ok 20 minut do tzw "suchego patyczka".
Życzę smacznego! i serdecznie pozdrawiam IZABELKĘ!

wtorek, 4 grudnia 2012

zupa z kasztanów

Mam nadzieję, że jeszcze nie znudziły wam się kasztanowe opowieści, bo o kasztanach można pisać i pisać i pisać. Można też je jeść, jeść i jeść ... od rana do wieczora.
Rozpocząć dzień od kremu z kasztanowca na twarz, zjeść na śniadanie płatki kasztanowe lub  krem kasztanowy lub jeszcze konfiturę z kasztana na chlebie z mąki kasztanowej (po włosku castagnacci). Na obiad kluseczki, makarony, herbatniki ma się rozumieć wszystko na bazie mąki kasztanowej. Do tego popijać piwo kasztanowe. Do popołudniowej kawy zagryzać tzw "marron glace" i popić kieliszek likieru kasztanowego. A na kolację wypić ziółka z liści kasztanowca, które podobno mają właściwości poprawy trawienia, leczenia kaszlu i leczenia ran (zioła znane już w Średniowieczu).
My teraz zrobimy sobie pyszną, gęstą, lekko słodkawą zupę, idealną na zimowe krótkie dni.
Na 0,5L zupy:
200g kasztanów (pakowanych hermetycznie lub świeżych)
0,5L mleka tłustego
0,25L wody
do dekroacji : kilka listków pietruszki lub selera , 1 ugotowany kasztan
Jeżeli używamy kasztanów świeżych w skorupce należy naciąć kasztan wzdłuż dość głęboko tak aby przeciąć również drugą, wewnętrzną skórkę (coś na migdał). Wrzucić do gotującej się wody na 3-5 minut z łyżką oliwy, która dodatkowo zmiękczy skorupy i ułatwi obieranie.
Wyjąć z wody i obierać dwie warstwy skorup: pierwszą twardą, brązową, zewnętrzną i drugą, wewnęrzną, podobnie jak w migdale, całkowicie przylegającą do orzecha.
Obrane kasztany (lub z paczki) wrzucić do mleka. Gotować na lekkim ogniu ok 15-20 minut.
W między czasie ugotowany kasztan pokroić na cienkie płatki (do dekoracji) a następnie podpiec bez tłuszczu na gorącej patelni.
Ugotowane kasztany z mlekiem i selerem zalać wodą i wymieszać. Zagotować ok 1 minutę. Zdjąć z ognia i dokładnie zmiksować. Jeżeli wasz mikser niedokładnie miksuje, zupę należy przepuścić przez dosyć gęste sitko. Doprawić solą i pieprzem według smaku. Jeżeli robicie zupę pierwszy raz radzę najpierw spróbować. Według uznania doprawcie ją sobie. Ja nie musiałam nic dodawać , taki naturalny smak bardzo mi odpowiadał.
Na talerzu udekorować listkami pietruszki i płatkami kasztana. Można podać z podpieczonymi kromeczkami chleba.
Mała rada w przypadku odgrzewania zupy nigdy nie na bezpośrednim ogniu bo bardzo łatwo się przypala. Najlepiej w kąpieli wodnej.
Et voila! bon appetit!

poniedziałek, 22 października 2012

Banoffee

Robiłam ostatnio herbatniki maślane "petit beurre". Oczywiście z rozpędu zrobiłam za dużo także miałam okazję wypróbować przepis na deser zwany "banoffee", który znalazłam w tej samej książce. Na Wikipedii wyczytałam, że deser ten należy do kuchni angielskiej ...mówię sobie cóż, nie szkodzi :-) zaryzykuję !
Nie żebym była ofiarą francuskiej propagandy na temat Anglii, jej kuchni i mieszkańców. No może troszkę...dopóki nie zjadłam tego deseru oczywiście. No ale powiedzieć trzeba, że tutaj, we Francji, ma się czasami wrażenie, że Wojna Stuletnia nigdy się nie skończyła.
Wracając do przepisu - co za przysmak! Ci to potrafią zrobić sobie dobrze! Pomyślałam toż to idealne na jesienne chandry. Na dodatek z zegarkiem w ręku zrobiłam go w 7 minut!




Banoffee (z ang. banan+toffee) to 4 podstawowe składniki : ciastka + banan +karmel (masa krówkowa) + bita śmietana.

Ilość składników dopasowujemy oczywiście do zaawansowania stanu chandry ! Im większa chandra , tym większy deser  ma się rozumieć !

Na małą chanderkę :
3 herbatniki skruszone
10g masła roztopionego
2 łyżeczki masy krówkowej (karmelu - Francuzi mówią na to "la confiture de lait")
5 plastrów banana
50ml bitej śmietany (śmietana kremówka 30% dobrze schłodzona zmiksowana z dodatkiem cukru)
ewentualnie szczypta kakao do dekoracji

Skruszone herbatniki zmieszać z roztopionym masłem.
Ułożyć w krążku (lub w szklance), ugnieść.
Nałożyć warstwę banana. Zalać masą krówkową. Na koniec przykryć pierzynką z bitej śmietany. Posypać kakao!
To jest wersja ekspres...wersja dla cierpliwych to umieszczenie tego niebiańskiego deseru w lodówce na godzinę!Powodzenia...

 

niedziela, 21 października 2012

herbatniki home made

ze specjalną dedykacją dla Iza-belki zrobiłam oryginalne herbatniki maślane , które zna każdy Francuz - "petit beurre" home made - pieczątki z "Larousse" ;-)



Ale zanim podam wam na nie przepis trochę historii...
Dawno dawno temu był sobie Pan Jean-Romain Lefèvre. Opuszczając swoje rodzinne miasto Meuse w 1846 roku nie wiedział jeszcze, że ta decyzja zaważy na historii ludzkości. Wraz z małżonką Pauline- Isabelle Utile  zdecydował uwić rodzinne gniazdko w bajecznym mieście w zachodniej Francji zwanym Nantes. Swoim rodzinnym szczęściem postanowili podzielić się z innymi mieszkańcami miasta zakładając fabrykę cukierków i tradycyjnych ciastek rodem z Reims. I słusznie, ponieważ wszyscy mieszkańcy poznawszy się na bajecznie dobrym smaku regularnie zaopatrywali się w ich fabrycznym sklepie. Z natury praktyczna Pani Utile (z fr.utile - użyteczny) chcąc ułatwić wszystkim życie wpadła na pomysł skrócenia nazwy manufaktury biorąc za nazwę dwie litery inicjałów swych nazwisk LU (Lefevre-Utile).
Pewnego dnia, a było to w roku 1886 pan Jean-Romain chciał zrobić swojej ukochanej małżonce przyjemność piekąc ciastka. Wymieszał masło, mąkę, cukier i wodę dodając wiele miłości i serca. I tak oto w ten banalny sposób powstały wszystkim dzisiaj znane ciastka LU.
Jak wiadomo piękne historie znanych na całym świecie produktów często nie są dziełem przypadku. Marketingowy geniusz pana Lefevre słusznie mu podpowiedział aby zadbać o ich reklamę. Powieżył ją w ręce francuskiej aktorki 
Sarah Bernardt. To ona podzieliła się z nimi swoją sławą parodiując słowa reklamy : " Nie ma nic lepszego niż herbatnik LU " - mówiąc "Ależ tak, dwa herbatniki LU" 
Dzieła fenomenalnej, jak na te czasy, kampanii marketingowej dokończył Firmin Bouisset, który w 1897 wpadł na pomysł postaci młodego szkolniaka "ecolier" i umieścił go na reklamowych afiszach. Ten mały chłopiec idący do szkoły znany jest nam i dziś.

W ten oto sposób herbatnik stał się dla wszystkich symbolem pięknego i beztroskiego dzieciństwa, do którego, a jakże, tęskni każdy z nas.
Jego zawrotna kariera biła rekordy popularności. Świadczą o niej współpracujące z nim wówczas nazwiska : Alphonse Mucha czy Capiello.

Jeżeli i ty chcesz wsiąść w wehikuł czasu i przenieść się do kuchni pana Lefevre , chwilę pomarzyć i z sercem upiec dla bliskich coś pysznego podaję przepis :

Na 50 herbatników (wymiar 3,5cm x 5cm) :
200g cukru kryształ
200g masła (najlepiej pół słone)
125ml wody
2g soli
500g mąki
6g proszku do pieczenia (pół paczki 11-gramowej)

Przygotowanie :
Do rondla wrzuć cukier, masło, wodę i sól. Podgrzej na lekkim ogniu. Kiedy masło się roztopi zdejmij z ognia  i odstaw na ok 20 minut aby ostygło. Mieszaj od czasu do czasu.
W międzyczasie połącz mąkę z proszkiem do pieczenia w misce.
Kiedy masło i reszta składników będzie schłodzona przelej wszystko do miski z mąką.
Wymieszaj drewnianą łyżką. Masa powinna być jednolita ale nie zbita. Jest dosyć leista.
Owiń ją w folię spożywczą i włóż do lodówki na minimum 3,5 godziny (ja trzymałam całą noc). Schłodzone ciasto będzie twarde i zwarte.

Rozgrzej piekarnik do 180 stopni.
Wysyp mąką blat i na nim rozwałkuj kawałki ciasta na grubość 5mm.
Wykrawaj ciastka dowolnymi foremkami uważając żeby na blasze znajdowały się herbatniki o tej samej wielkości. Przełóż na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia.
Czas pieczenia 12 minut (herbatniki nabiorą złocistobrązowego koloru na obrzeżach).







Historia ciastek zaczerpnięta z oficjalnej strony Korporacji LU : http://www.lu-france.fr/petitlu/histoire.htm wzbogacona o trochę emocji i legendy.

 

czwartek, 20 września 2012

zapiekanka z kalafiora



Nie popiszę się dzisiaj daniem wielce oryginalnym. Będzie raczej z serii " co zrobić w 5 minut mając pusto w lodówce".
Kalafior miałam już w zamrażarce, umyty i przygotowany. Wrzuciłam zatem wszystko do szybkowaru nastawiłam na 6 minut. W międzyczasie piekarnik rozgrzewał się już do 200 stopni. W małej misce roztrzepałam 2 jajka dolałam mleko, śmietanę wymieszałam. Wsypałam ser wszystko dobrze doprawiłam. Jak kalafior był już podgotowany do miękkości przerzuciłam go do moich ceramicznych naczyń, zalałam mieszanką mlecznoserową (do 2/3naczynka)   na górę wsypałam jeszcze trochę sera.
Wsadziłam do piekarnika 10minut w temperaturze 200 potem zmniejszyłam do 180 i zostawiłam na dodatkowe 20 minut.
i voila!
Typowe francuskie danie - gratin au chou-fleur - podawane na codzień...
Świetnie smakuje z gotowaną szynką albo do innego mięsa typu pieczeń.




Składniki na 3 osoby: 

1 średni kalafior
mleko i śmietanka słodka (razem 0,5l)
2 jajka
sól, pieprz
starty ser (emental czy inny) - ok 100g

wtorek, 18 września 2012

zupa dyniowa

Zupa dyniowa






Nie wiem czy dane mi będzie w tym roku zobaczyć polską złotą jesień - to moja ulubiona pora roku w Polsce. We Francji ten czas nazywany jest "l’été indien" - "indyjskie lato". Dni są już o wiele krótsze. Złociste słońce delikatnie rozświetla miliony kolorów na drzewach. Jest pięknie, poetycko i romantycznie. Po długim spacerze z przyjemnością pijemy kubek dobrej, ciepłej herbaty i wsuwamy się pod pled. Miły wieczór z książką czy przed dobrym filmem. 
Niestety i ogrodach zauważamy wielkie zmiany. W warzywniakach powoli robi się pusto...chociaż..
... gdzieniegdzie, tu i tam, nie można jej nie zauważyć. Potężna, majestatyczna, cudownie pomarańczowa - dynia. Patrząc na jej rozmiary zastanawiam się jak z takiego maleńkiego ziarenka wyrosło tak wielkie cudo...
W moim rodzinnym domu, na Śląsku, z dyni robi się przede wszystkim kompot, tzw "banie". Pachnie wtedy goździkami w całym domu i wiadomo, że zbliża się zima.
Będąc we Francji odkryłam, że tutaj z dyni robi się mnóstwo dań: zapiekanki, ciasta, zupy, rizotto, chipsy, frytki...puree. Na dodatek na tutejszych targach mogłam podziwiać różne dynie i nauczyłam się, że dynia dyni nie równa!! - ale to już inny temat.
Dzisiaj na rozpoczęcie sezonu zimnych wieczorów, czyli ciepłych, pożywnych zup zrobiłam zupę dyniową: gęsta, delikatnie słodka o aksamitnym pomarańczowym kolorze. Wzbogacona o pyszną śmietanę, aromatyczny ser i pieprz - uwierzcie mi, nie można się jej oprzeć. 

Na ok 1,5L zupy (gęstej) potrzebujemy:

Dynia 1 kg
Masło 50g
2 średniej wielkości cebule
3 średnie marchewki
1 por
2 średnie ziemniaki
0,5L rosołu z kurczaka
0,5L mleka
sól, pieprz, trochę śmietany słodkiej, łyżka cukru kryształ

Dynię obieramy i kroimy w średniej wielkości sześciany (2x2x2x). Obieramy ze skóki ziemniaki, marchew i również kroimy na kawałki. Szatkujemy białą część pora i cebulę.
W dużym garnku na zupę rozgrzewamy masło. Następnie wrzucamy na nie cebulę i por. Podsmarzamy przed ok 5 minut. Po tym czasie dodajemy kawałki dyni podsypujemy ją łyżką cukru i podpiekamy na mocnym ogniu przez 5 minut, mieszając. W międzyczasie podgrzewamy mleko i bulion. Gdy osiągną odpowiednio gorącą temperaturę wlewamy kolejno mleko a potem bulion do garnką z dynią. Dodajemy ziemniaki, marchew i doprowadzamy do zagotowania. Jak tylko wszystko się zagotuje obniżamy temperaturę na piecu i gotujemy delikatnie przez ok. godzinę.
Wszystko dokładnie miksujemy (zupa musi mieć konsystencję aksamitną, gęstawą). Doprawiamy solą i świeżo zmielonym pieprzem. Jeśli o mnie chodzi idealnie to tej zupy pasuje mi pieprz sichuan (zwany również chińskim). W ogóle to warto go mieć, bo jest bardzo aromatyczny i nadaje silnie oryginalnego, tajemniczego smaku no i rozgrzewa jak pikantna papryczka.

Zupę lubię podać z łyżką śmietany i świeżo startym serem (compte albo cantal). Troszkę pieprzu na koniec i...mniam!




Bon appetit!



czwartek, 12 lipca 2012

keks z orzechami

Chciałam Was dzisiaj poczęstować keksem na słono. Tak tak...nie będzie bakalii...kandyzowanych owoców ani lukru. Jeżeli Francuz mówi o keksie (un cake) to automatycznie włącza mu się lampka: apero i wino...tutaj rzadko robi się tego typu ciasto na słodko. Raczej przygotowuje się je na słono : z oliwkami, suszonymi pomidorami, orzechami, serem, wędliną...i podaje na aperitif.
Ja wybrałam dzisiaj ser - gorgonzola i orzechy włoskie (warto zapamiętać, że wszelkiego typu sery pleśniowe niebieskie super łączą się z orzechami właśnie i z gruszką lub jabłkiem).
Nie sądzicie, że tego typu ciasto idealnie nadaje się na wakacyjne pikniki albo na podróż ?
No to zaczynamy...



Keks obowiązkowo pieczemy w prostokątnej formie. Podaję wam ilość składników na formę o wymiarach: dł. 26cm x szer. 10cm x wys. 7cm.

4 jajka
200 g mąki
1 saszetka proszku do pieczenia (11g)
150 g seru grongozola (który możecie zastąpić obojętnie jakim serem)
garść orzechów włoskich
100 ml oliwy z orzechów (albo z oliwek)
100 ml mleka

Wyciągnijcie ser z lodówki ok 15 minut przed rozpoczęciem przygotowań będzie miał czas żeby zmięknąć.
Lekko ubijamy jajka mikserem. Chodzi o to żeby nabrały lekkości i troszkę powietrza. Wlewamy do tego oliwę i mleko. Mieszkamy.
Łączymy proszek do pieczenia z mąką i wsypujemy wszystko do wcześniej przygotowanej mieszanki. Dalej mieszamy mikserem na wolnych obrotach.
Rozgniatamy widelcem ser i wrzucamy do reszty składników. Doprawiamy solą i pieprzem. Miksujemy.  Na koniec dodajemy orzechy pokrojone na kawałki.
Wszystko wlewamy do wysmarowanej masłem i wysypanej lekko mąką formy.
Pieczemy ok 40 minut w piekarniku o temperaturze 180 stopni. Zanim wyciągniecie keks z pieca radzę sprawdzić wykałaczką czy ciasto jest suche. Jeżeli po wyjęciu wykałaczki zauważycie mokre ciasto na końcu przedłużcie czas pieczenia o ok 10 minut.
Keks podajemy schłodzony.


Życzę bon appetit!

środa, 27 czerwca 2012

Tarteletki truskawkowe

truskawkowe szaleństwo ciąg dalszy...



Nie wiem, czy zdarzyło wam się obślinić witrynę sklepową francuskich piekarni i cukierni...mnie tak :-) Francuzi mają nadprzyrodzoną zdolność hipnotyzowania przechodniów i zaciągania ich (oczywiście wbrew ich woli ;-)) do lady ...
Jest zapach, jest świeżość, jest piękny widok, są piękne owoce, wszystko się błyszczy, pachnie i jest pięknie zapakowane. Ile razy kupuję coś w tutejszej cukierni, chociażby dwa głupie kawałki ciastka zawsze pakowano mi je w pudełko i żeby było przyjemniej obwiązywano jeszcze atłasową wstążką (no, w najgorszym wypadku zwykłą plastykową). Szkoda, że w Polsce jeszcze nikt na to nie wpadł. Człowiek czasami kupuje chleb, kilka bułek, parę kołaczyków i pączka...wraca do domu wyciąga zakupy i z wielkim rozczarowaniem znajduje jakieś rozplaszczone placki. No ale wracając do witryn piekarni we Francji to ja od zawsze mam słabość to małych tarteletek z owocami. Kupowałam (bo teraz już robię je sama)  pojedyncze sztuki i w domu rozbierałam je na części zastanawiając się, co oni tam dają do środka, że to jest takie dobre...pominę już efekty wizualne!

Ostatnio dowiedziałam się, że masa która łączy ciasto kruche z owocami nazywa się "creme patissiere" - masa cukiernicza - i że tą masę używa się w wielu smakołykach, takich jak eklerki, ptysie i tarty...Smaki: cytrynowy, czekoladowy, kawowy, waniliowy...
Poszukałam przepisu - oczywiście okazał się banalnie prosty i jest bardzo podobny do naszych mas budyniowych, bo używa się tutaj mączki kukurydzianej (MAIZENA) do zgęstnienia.
Dzisiaj specjalnie dla mojej mamy - serwujemy tarteletki truskawkowe i malinowe...
Aha, chciałam wam jeszcze zdradzić, że pomysł na tarty ze świeżymi owocami świetnie nadaje się na upchanie kwaśnych owoców - porzeczki, agrest...krem jest na tyle słodki, że nikt się nie skarży, a witamina C w stanie nienaruszonym wędruje prosto do organizmu..
No to do roboty:

Do zrobienia tart potrzebujemy specjalne formy - albo małe takie jak moje, albo wielkie. Chodzi o niską wysokość, lekkie nachylenie i ząbkowany brzeg. Oczywiście zanim zainwestowałam w sprzęt próbowałam zrobić to w zwykłej tortownicy i wściekałam się jak opadał mi brzeg ciasta i zlewał się w jedną całość ze spodem. Potem dowiedziałam się, że można na ciasto położyć drugą mniejszą tortownicę żeby zapobiec opadaniu...jeszcze nie próbowałam, bo kupiłam sobie te specjalne foremki mini o średnicy 10cm (pamiętacie: moda na mini jedzonko).


W dzisiejszym przepisie nie będziemy robić spodu, ja kupiłam gotowe ciasto w sklepie (jeżeli nie macie ochoty na kupowanie to do tego świetnie nadaje się nasze polskie kruche ciasto). Wystarczyło rozpakować, wyciąć krążki i do piekarnika na 15 minut na 180stopni. I już! Wyciągnęłam z foremek i zostawiłam do ochłodzenia.

Teraz masa.
Na 180ml potrzebujemy:
180ml mleka
1 laskę wanilii, albo trochę olejku waniliowego
3 żółtka
                                                      60g cukru puder (albo kryształ)
1 łyżka mąki ziemniaczanej (albo Maizeny - mączka kukurydziana) - tj. 10g
1 łyżka masła

Wsypujemy cukier do miski, dodajemy żółtka i za pomocą miksera albo ubijaka rozpracowujemy masę aż stanie się biała. Dodajemy mąkę ziemniaczaną, mieszamy aż masa stanie się jednolita. 
W między czasie zagotowujemy mleko z laską wanilii (trzeba ją rozciąć na pół, wyskrobać nasionka i wrzucić wszystko do mleka) zostawiamy na 2 minuty. Po dwóch minutach wyjmujemy laskę wanilii.
Ciągle mieszając masę jajeczną wlewamy ciepłe mleko. Masa staje się wodnista. Przelewamy ją do rondla i wstawiamy na mały ogień aż do zagotowania, ciągle mieszając czekamy aż masa zgęstnieje (za czarodziejską sprawą mąki ziemniaczanej). Po ok 2-3 minutach zdejmujemy z ognia i znowu przerzucamy do miseczki. Teraz uwaga jeżeli zrobiły się wam grudki można je usunąć przelewając masę przez sito. Jeżeli nie to ok, jedziemy dalej. Za pomocą łyżki (najlepiej silikonowej) wmieszamy teraz delikatnie masło, aż się rozpuści. Całość dobrze przykrywamy folią spożywczą (folia musi dotykać masy, tylko w ten sposób unikniemy powstania "kożucha" na wierzchu). Wstawiamy do lodówki na ok 1-2 godziny.
Po ostygnięciu nakładamy masę do spodów (nie za dużo, wysokość może ok 1,5cm) i wrzucamy owoce...
życzę bon appetit!





PS mój szanowny krytyk kulinarny stwierdził, że jedyną wadą moich tarteletek był oczywiście spód :-( (ten który kupiłam już gotowy w sklepie) Okazał się zbyt suchy, mało kruchy no i trochę zbyt słony. Cóż, możecie spodziewać się  już wkrótce przepisu i nowych eksperymentów... :-P

piątek, 22 czerwca 2012

suflet ziemniaczany

Jest typowym daniem, które wkłada się do piekarnika podczas aperitifu i serwuje jak tylko goście zasiądą do stołu (w wersji na słono, nie dotyczy deseru, który podaje się na końcu posiłku). Każdy to wie, że nadęty jegomość nie znosi czekania z tej prostej przyczyny, iż lubi być gorący, nadmuchany i złocisty. Jego delikatny smak jest bardzo ulotny, jak tylko ostygnie robi się ciągnący i zbity. Dlatego uwaga, serwujemy tylko dla bardzo zdyscyplinowanych biesiadników! Podstawowym składnikiem każdego wariantu słonego czy słodkiego są jajka ubite na sztywną pianę. To one powodują, że podczas pieczenia masa podnosi się i nabiera powietrza.


Typowy przepis rozpoczyna się od przygotowania sosu beszamelowego, do którego dodaje się inne składniki: w pierwszej kolejności te, które nadają smak (np.: szynka, puree z mięsa, warzyw czy innych), następnie żółtka i na koniec sztywną pianę z białek. Wariant deserowy często zawiera puree z owoców z odrobiną alkoholu.Do wypieku tego przysmaku niezbędne okrągłe naczynie żaroodporne (ceramiczne lub szklane) z prostymi brzegami. W sklepach można spotkać wariant duży o średnicy 22cm i mały o średnicy 10cm. Uwaga wszyscy ciekawscy podczas pieczenia nie otwieramy piekarnika!Ja rozpoczęłam od wariantu słonego - suflet z ziemniakami …zaczynamy:



na ilość 5 małych sufletów (naczynka o średnicy 10cm, wysokości 4cm): 

- 500g ziemniaków
- 80g masła + 40g masła rozpuszczonego
- 25g mąki
- 4 białka
- 2 plastry bekonu (do dekoracji)
- gałka muszkatołowa, sól, pieprz.

Obieramy ziemniaki, gotujemy do miękkości. 
W międzyczasie dobrze smarujemy naczynka żaroodporne masłem. Oprószamy mąką, nadmiar mąki oddzielamy odwracając naczynie do góry nogami. 
Gdy ziemniaki są miękkie odcedzamy je i przepuszczamy przez prasę do ziemniaków. Następnie dodajemy 40g rozpuszczonego masła, mieszamy. Doprawiamy solą, pieprzem i gałką.
Rozgrzewamy piekarnik do 200stopni.
Ubijamy białka ze szczyptą soli do sztywności. Następnie delikatnie dodajemy ziemniaki mieszając bardzo wolno uważając żeby nie opadły.

Wypełniamy naczynia na wysokość 2/3. pieczemy przez ok 15  minut (małe naczynka, dla dużych 30minut). Masa rozpoczyna wzrastać po ok 5 minutach. Wyciągamy gdy suflet osiągnie kolor złoty. Serwujemy natychmiast nie czekając aż ostygnie.



Życzę bon appetit!

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...