Z serii "jesiennie mi" dzisiaj w roli głównej - dynia. Tzn dynia, nie dynia...nie mam pojęcia jak nazywa się ten dziwoląg jadalny z rodziny dyniowatych. Francuzi mówią na niego bardzo miło - patidou (czyt.patidu). Tak pięknie się do mnie uśmiechała z kosza w dziale warzywnym, że nie mogłam się jej oprzeć. No bo sami powiedzcie czyż to nie piękne?
Dla 1 osoby :
1 dynia patidou
3 pieczarki (poszatkowane)
łyżka oliwy z oliwek
pół cebuli (poszatkowanej na drobno)
mały ząbek czosnku (drobno pokrojony)
2 suszone pomidory (w oleju lub na sucho w paczce - drobno pokrojone)
50g ugotowanego ryżu
szczypta mocnej pikantnej papryczki (ja miałam Cayenne)
30g pestek z dyni (lub migdałów w płatkach jeżeli nie macie)
opcjonalnie 50g mięsa (z poprzedniego dnia z resztek z pieczeni, lub gotowanej piersi z kurczaka)
pietruszka do dekoracji
Czyścimy i osuszamy dynię. Odkrawamy górę (na wysokości 2/3). Uwaga radzę zaopatrzyć się w dobrze naostrzony nóż, gdyż jest mocno twarda. Wydrążamy miąższ uważając na spód, żeby go nie przedziurawić. Najlepiej będzie jeżeli ścianki dyni pozostaną w grubości 1,5cm. To najtrudniejszy moment, bo środek dyni jest również bardzo twardy. Najlepiej mieć pod ręką ostrą łyżkę albo małą łyżeczkę do drążenia kuleczek w arbuzie czy melonie, coś na kształt mini gałki do lodów. To najlepiej się sprawdza.
Na początku zrobimy farsz:
Miąższ dyni kroimy na drobne kawałki.
Na mocno rozgrzanej patelni podpiekamy (bez dodatku tłuszczu) pestki z dyni (lub migdały). Odstawiamy.
Do garnka na rozgrzaną oliwę wrzucamy poszatkowaną cebulę. Podsmażamy ok 3 minut. Po tym czasie dodajemy miąższ z dyni, czosnek, pomidory, pieczarki, papryczkę i ewentualnie mięso. Smażymy mieszając ok 5 minut. Doprawiamy solą i pieprzem.
Dodajemy ryż, wlewamy ok. 30ml wody mieszamy. Kosztujemy i ew. doprawiamy ponownie.
Przygotowanie dania:
Farsz nakładamy do wydrążonej dyni. Zamykamy kapeluszem i szczelnie owijamy w folię aluminiową. Pieczemy w piekarniku w temperaturze 210 stopni przez ok 45 min.
Bon appetit!
Ta dynia jest przepiękna i pomysł na farsz jak najbardziej udany. Monika, w której częsci Francji mieszkasz? Ja jestem z Alzacji. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCześć Iwona!dziękuję za komentarz.Oglądałam Twój blog widzę, że ty już jesteś od dawna w temacie...ja dopiero zaczynam :-)
OdpowiedzUsuńMiszkam w Szwajcarii, w kantonie francuskim.Chyba powinnam coś zapisać w rubryce "o mnie" ...pozdrawiam również bardzo serdecznie!do zobaczenia w internetowej cyberprzestrzeni kulinarnej.
kolejny smakołyk... cudnie wygląda !!!czuję ten zapach :) i już mi smakuje...
OdpowiedzUsuńkurcze!że też mnie nie ma w ten weekend, chętnie zaprosiłabym cię na obiadek :-)
UsuńNie kuś :) widzę że TY wolisz gotowanie? ja bardziej pieczenie ... coś się wymyśli :))) wspomnisz moje słowa:))
Usuńwygląda rewelacyjne:)
OdpowiedzUsuń