poniedziałek, 26 listopada 2012

na targu w Wersalu

Po długiej nieobecności spieszę z nowymi zdjęciami i sprawozdaniami z podróży kulinarnych ... Przenosimy się do Wersalu - pierwszego na liście paryskich przedmieści.
Tutaj nikogo nie dziwi wielodzietna rodzina, ani dzieci ubrane w białe podkolanówki i granatowe płaszczyki. Wszędzie czuje się stonowany i wyszukany luksus jakby Król Słońce miał zaraz nadjechać swoją złotą karocą. Całe życie tego królewskiego miasteczka toczy się wokół tutejszego zamku. Ja przyszłam sprawdzić, czy tutejszy bazarek godzien jest renomy królewskiego Versailles!
 
 
 
 
 
    Jest niedziela, koniec października. Chłodne ba!nawet lekko mroźne powietrze. Świeci piękne słońce. Jest 11 rano - godzina szczytu na wszystkich francuskich targach.
To , co widzę przerasta moje najśmielsze oczekiwania. Piękny!Ogromny!Żywy!Pełen gwary, ludzi i różnorodnych stanowisk targ. Kolory i kulinarne ciekawostki. Inspirujące warzywa, powracające starodawne i te nowe. Truskawki i śliwki po sezonie. Szalony wybór grzybów. Pachnie chlebem, bo wyobraźcie sobie, że tutaj piekarz przywozi piec i wypieka ogromne bochny chleba wiejskiego na miejscu. Wszystko aż śmieje się do mnie!
Mnóstwo ludzi, wszędzie kolejki a mimo to nie czuje się zdenerwowania. Każdy cierpliwie czeka na swoją kolej. Sprzedawcy nie poddają się presji kolejek i cierpliwie doradzają, wybierają najlepszeo kąski dla klienta jednocześnie uśmiechając się i żartując. Czy ja śnie?
Ma się wrażenie, że od Ludwika XIV nic się tutaj nie zmieniło. Wciąż żywe zainteresowanie tutejszych mieszkańców, którzy wybierają targ a nie supermarket. Mają świadomość, że tylko w ten sposób znajdą świeże i pyszne mięso, chleb a o warzywach i owocach nie wspomnę.
Zresztą co ja się będę rozpisywać, sami zobaczcie...






















7 komentarzy:

  1. Marzę o dniu kiedy w Polsce zobaczę takie stragany, pięknie udekorowane, a przede wszystkim- kiedy odczuję ten spokój i luz wśród klientów i sprzedających :) przecudne masz widoki... ech !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście idąc u nas na targ ma się wrażenie, że sprzedający są tam dosłownie za karę. Kiedyś myślałam, że to wina pogody - zimno, deszcz,śnieg a oni tam muszą stać...mnie też nie było by do śmiechu. Ale obserwowałam sprzedających na targach we Francji w zimowe dni i okazało się, że mimo wszystko oni znajdywali gdzieś w sobie ciepło i uśmiech. Jak to jest??może to wina komuny. Z drugiej strony komuną nie można wszystkiego wytłumaczyć...Może oni nie czują się doceniani...a może zbyt mało zarabiają?
      A gdyby tak spróbować z innej strony: od naszej!doceńmy ich, pochwalmy!pogadajmy, uśmiechnijmy! - to taki mój mały apel!co wy na to?

      Usuń
    2. ja od dawna chodzę na rynki, targi, kupuję tam rożne rzeczy i naprawdę staram się uśmiechać, podyskutować, zapytać o przepis... muszę powiedzieć- różnie bywa, ale niestety częściej jest nerwowo i ... pospiesznie:) dlatego szukam, szukam i potem wracam do tych gadulskich i sympatycznych :)

      Usuń
  2. no nareszcie nowy wpis! i to jaki! cudowny! przyłączam się apelu! pozdrawiam, tipika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję,mam zamiar trochę nadrobić zaległości w tym tygodniu. Zasiedziałam się w Polsce :-) nie mogłam wyjechać.pozdrawiam i zapraszam na facebook utworzyłam fan page. Maleńkimi kroczkami idziemy do przodu.
      A tak na marginesie twoje biżuterie świetnie się noszą!

      Usuń
  3. cieszy mnie to bardzo! :) tipika

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...